Guziki odkryłam w swoim rodzinnym domu, moja Mama miała zwyczaj odrywania ich od wszelkich bluzek, w których nikt nie chodził. Kolekcja jest więc o tyle fajna, że różnorodna. Guziki są metalowe, drewniane, plastikowe, oblekane, małe, duże itd. Wsypaliśmy je do wanny i do dzieła.
Potem brał do ręki, przekładał, wyławiał. Dałam mu pudełeczko to napełniał je i wysypywał i od nowa.
Guziki łowiliśmy też sitkiem. Największą frajdę miał łapiąc pływające drewniane guziki. Złapanie ich nie jest takie proste dla malucha, a jak fajnie ćwiczy chwyt pęsetkowy.
Nie obyło się też oczywiście bez wkładania sobie guzików między palce u stóp. Jak widzicie taka mała rzecz, zwyczajna, a tyle możliwości.
Ćwiczymy koordynację wzrokowo- ruchową, poprawiamy zdolność chwytania, koncentrację, motorykę małą, ćwicząc paluszki, uczymy się o kolorach i kształtach - wszak to koła są w większości, stymulujemy zmysł dotyku i po prostu bawimy się i relaksujemy. Oczywiście zabawa odpowiednia dla tych dzieci, które nie mają w zwyczaju wkładać wszystkiego do buzi. Naszemu synowi dawno minął ten etap, dodatkowo zadbałam o pożywną kolację, czasami jak jest głodny to coś włoży do buzi. No i oczywiście czujność to podstawa przy tego typu zabawach, ale i tak w kąpieli nie odchodzę od Dziecka, więc było bezpiecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz