Jakiś czas temu, nawet znaczny zrobiliśmy Młodemu, inspirując się Montessori naszą prostą tablicę manipulacyjną. Wykorzystaliśmy posiadaną przez nas deskę do krojenia, dostępne u dziadka zamki, kółka od szuflady łóżeczka, parę zamknięć, które musiałam dokupić. I tu powinno być opowiadanie pt. "Blondynka w sklepie metalowym". Mina sprzedawcy bezcenna, kiedy ja oznajmiłam, że szukam różnych zamknięć, ale nie ważny jest dla mnie kolor, np. jeśli chodzi o klamkę. Albo gdy znalazłam coś, poprosiłam o to, nie wiedząc co to jest. Albo gdy przyznałam się, że robię tablicę manipulacyjną. Generalnie uwielbiam ten sklep :)
Wszystko przykręcił potem Tatuś, ja próbowałam, ale nie mam najmniejszej szansy. Nawet nie sądziłam, że jest taki silny ten nasz Tatuś :) No i teraz Dziecię manipuluje, kręci, stuka, przekłada, a czasem jeździ, jak to on ma w zwyczaju samochodem po desce. Zabawka fajna, niektórzy rodzice się boją, że taka zabawka może być niebezpieczna, gdzieś czytałam, że boją się połknięcia śrubek, czy tego, że dziecko za szybko opanuje zamki i będzie uciekało. Według mnie, jeśli dobrze przykręcimy, nie może nic odpaść. A co do drugiej obawy, to, według mnie, ja jestem od tego, żeby uczyć dziecko właściwych zachować, rozwijać je, a nie hamować. Jeśli wcześniej nauczy się otwierać zamek, to tylko będę musiała więcej uważać i uczyć go o niebezpieczeństwach z tym związanych, dla niego to tylko korzyść z rozwijającej się motoryki małej. Więc jak ktoś ma trochę żelastwa polecam przykręcić i bawić się. Dla dzieci z reguły są to zakazane rzeczy, kojarzące się z dorosłymi, a więc bardziej atrakcyjne.
Jak pisałam zrobiliśmy ją już dawno temu, Młody miał około rok, jednak dopiero teraz (1,5 roku) więcej potrafi z tym zrobić. Zainteresowanie i próby były od początku, więc w sumie można i dość wcześnie wykonać tę zabawkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz