poniedziałek, 20 lipca 2015

Tęcza, tęcza cz. 2

Kolorów tęczy ciągle nam mało, więc tym razem pobawiliśmy się tak jak lubimy, czyli brudząc się i doświadczając świata. Nawet Mama nie narzekała, że bawimy się jedzeniem. Nawet Tatuś nie marudził tym razem, że brudno i ciężko to sprzątnąć, tylko zachwycił się efektem. A jakim? A takim, choć zdjęcia nie oddają tego dokładnie.

 Zrobiliśmy sobie nasza domową wersję stolika podświetlanego.Do plastikowego pojemnika, odwróconego do góry dnem, włożyliśmy lampki choinkowe. Na to położyliśmy galaretki - dzień wcześniej rozpuszczone, żeby zastygły. Nie mamy 7 kolorów, bo zrobiłam dwa fioletowe zamiast z jednego granatowy kolor, ale i tak nie bardzo by się zmieściły.


Ponieważ bawiliśmy się w dzień (Młody nie doczekuje teraz czasu, kiedy robi się ciemno, bo śpi) schowaliśmy się do kuchni (mamy ją bez okien), pozamykaliśmy drzwi, żeby było ciemno. Początkowo galaretki wyglądają niepozornie, chociaż tez fajnie, dopiero jak zaświeci się lampki, jest efekt wow.
A co można z tym robić poza patrzeniem? Można oczywiście jeść. Pokrojone w kosteczkę nadają się do chwytania w paluszki, ćwiczenia ich, doskonalenia koordynacji wzrokowo-ruchowej.
Można też doświadczać i my tym się zajęliśmy. Co ciekawe, sądziłam, że moje Dziecię przyzwyczajone do dotykania różnych rzeczy nie będzie miało problemów z czymś tak kolorowym, ale okazuje się, że musiał pokonać opór i dopiero po jakimś czasie zaczął dotykać, może nie chodziło o fakturę, ale o zbyt zimną galaretkę, nie wiem. O zanurzaniu rąk nie było mowy, raczej mizianie po wierzchu. Ale doświadczenie niezwykle emocjonujące. Po chwili wszystko zrzuciliśmy na podłogę, już niestety nie było podświetlone, ale zabawa zaczęła się na dobre. Galaretka jest śliska więc można ślizgać się po niej nogami, z mamy pomocą można jeździć jak na łyżwach, można wszystkie kolory mieszać.Trzeba tylko pilnować dziecko, żeby się nie przewróciło i mieć ręczniki papierowe w pobliżu. Zdjęć z zabawy brak, rąk nikt nie miał czystych. Problemem okazało się zabranie Młodego do mycia. Dziecię chciało jeszcze, nawet jak z galaretki została woda, bo tak się rozpuściła. Fajnie tak się pobrudzić czasem :) Ja chyba nie do końca później się domyłam, bo na dworze osa wciąż na mnie siadała.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz