Właśnie odkryłam, że wśród przepisów na masy nie mamy ciastoliny. Dziś to nadrabiam. Akurat maj nas nie rozpieszcza pogodą, wyszliśmy na spacer, ale wiało, deszcz zaczął padać, i by przekonać Dziecię do powrotu (bo jemu nic nie straszne), skusiłam ciastoliną.
Nasz przepis wygląda tak -
1. Gotuję wodę.
2. Dwie szklanki mąki mieszam w misce z jedną szklanką soli.
3. Dodaję ok. 1.5 szklanki wrzącej wody (tak by sparzyć mąkę, ma ona wtedy taki zupełnie inny w dotyku format), zmieszanej z sokiem z cytryny (sok z ok. 1,5 cytryny) lub kwaskiem cytrynowym.
4. Mieszam łyżką do połączenia, potem, kiedy ostygnie na tyle, że mogę dotknąć, wyrabiam ręką.
5. Dzielę na porcje i dodaję barwnik.
Jeśli masa jest sucha dodaję olej.
Można dodać wodę z barwnikiem, wtedy jest mniej brudzenia, ale to jest dobry sposób, jeśli planujemy robić jeden kolor. Kiedy, tak jak ja, robimy ich kilka, lepiej dodawać barwnik później.
Czasami dodaję też aromaty - olejki zapachowe, przyprawy. Może być ciastolina migdałowa, miętowa, malinowa, o zapachu kurkumy, goździków itp. Jeśli zależy nam na naturalnych składnikach, świetnie barwi sok z buraka, marchewki, kakao, sok z czerwonej kapusty. Można też dodać brokat, posypki do ciast.
A tak bawiliśmy się dziś, Młody skupił się głownie na krojeniu i urywaniu ciastoliny (dzieleniu na części) oraz proszeniu mnie o ulepienie czegoś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz