Najpierw zrywaliśmy trawę i wrzucaliśmy do maszynki do mięsa. Młody podlał wszystko wodą, bo z samej trawy niestety sok nie leciał, ale po polaniu było ok.
Z zapałem kręcił korbką, a potem zbieraliśmy sok z trawy do miseczki. Wyszło nam go sporo. Potem przystąpiliśmy do malowania.
Najpierw wymyślaliśmy co jest zielone i co można namalować zielonego, malowaliśmy łąkę i trawy, a potem była już zupełnie dowolna, spontaniczna twórczość. Zamalowaliśmy tym sposobem 20 kartek :)
Znaczy to, że takie malowanie i nasza farba przypadła mu do gustu. W zależności od ilości wody farba jest mniej lub bardziej jasna. U nas Pierworodny chciał bardzo wlewać wodę, etap nalewania i przelewania ciągle na topie, więc mamy bardziej rozrzedzoną. Chcieliśmy jeszcze poeksperymentować z płatkami kolorowych kwiatów, ale zabrakło nam czasu na ich zrywanie, a pogoda - żar z nieba, nie sprzyjała dłuższym spacerom. Ale lato przed nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz