sobota, 2 marca 2019

Dzień dinozaura

Ależ emocji może wzbudzić święto gadów, które już wymarły. To jest niesamowite jak intensywnie różne rzeczy przeżywają dzieci. Świętowanie zaplanowane było na popołudnie, by Młody wrócił z przedszkola i zdążył się zdrzemnąć.
Zaczęliśmy od dokończenia tortu dinozaurowatego. Biszkopt z masą piankową truskawkową posmarowaliśmy bitą śmietaną z kakaem. W moich planach dino miał być zielony, ale Młodzież wolała brązowego. Na ucztę zaprosiliśmy inne dinozaury, chłopaki ustawili figurki dookoła i włożyli dwie świeczki - jedna to 100 mln lat i druga to 100 mln lat. Zaśpiewaliśmy nawet sto lat, żeby było śmieszniej. Chłopakom wydało się to jak najbardziej na miejscu, sto lat dla wymarłych gadów :) Zjedliśmy też żelki w kształcie dinusiów i zaczęliśmy szaleństwo.



Dzień wcześniej przygotowałam im korpus dinozaura  - papierową konstrukcję. Potem dałam kartki do rwania i klej z mąki, zadanie ich było oleić dinusia masą, żeby stworzyć twardą warstwę do malowania farbami. Daliśmy mu dwa dni na wyschnięcie, a następnie pomalowaliśmy farbami.


Potem nawiązaliśmy do wyginięcia dinozaurów i wybuchów wulkanów, chłopaki okleili duży słoik papierem i pomalowali tak, by przypominał wulkan.


Do środka dałam płyn do naczyń z czerwoną farbą, a oni wsypali sodę - czyli lawowy proszek. Dolali octu i obserwowali rzekę lawy. Sami przynieśli figurki dinozaurów i tworzyli historię ucieczek, śmierci dinozaurów, pomocy jedni drugim, odniesionych ran itd. Gdyby nie to, że papier zaczął rozmakać, a ja stworzyłam kolejne ciekawe stanowisko, siedzieliby przy tej lawie bardzo długo.



Na podłodze rozłożyłam papier do pieczenia (miał być szary papier duży, ale zabrakło go nam) i nałożyliśmy na nogi klapki w kształcie łap dinozaurów. Chłopaki maczali je w farbie i chodzili po papierze, a potem po całej kuchni, odciskając ślady.



Oczywiście szaleństwo skończyło się dopiero wtedy, kiedy malowali całym swoim ciałem po podłodze i sobie. Żeby było śmieszniej czarna farba nie bardzo chciała cała zejść przy kąpieli, a następnego dnia mieliśmy wizytę u lekarza, bo pojawiła się ospa, pani doktor więc podziwiała nasze szare smugi na ciele.
Po kąpieli nastąpiła faza "czystych" zabaw, zaczęliśmy od zrobienia dinozaura z balonów. Chłopaki przykleili po prostu gotowe, wycięte przeze mnie elementy.
Potem z przygotowanych przeze mnie kości układaliśmy szkielety. Starszak miał w tym niezwykłą frajdę, podoba mu się, że ma swój zbiór kości. Kości są wykonane z masy solnej i upieczone w piekarniku. Starałam się je odwzorować tak w miarę autentycznie, żeby dawało się z nich ułożyć w miarę realistyczne szkielety.



Potem elementy zakopywaliśmy w piasku kinetycznym i bawiliśmy się w paleontologów. Młody zaczął tworzyć prawdziwe historie, np. ułożył kilka czaszek i innych podwójnych elementów koło siebie i wyciągał wnioski, że zapewne ta rodzina została zaatakowana przez osobnika innego gatunku albo odciskał ślady łap blisko siebie i dedukował, że ten dinozaur uciekał szybko, a na głębokie ślady stwierdzał, że ten gatunek musiał ważyć bardzo dużo.

Potem obejrzeliśmy gotową prezentację multimedialną ściągniętą z internetu, nauczyliśmy się piosenki z YouTube "Żyły na ziemi dinozaury" i rozwiązaliśmy serię zadań, np. połącz cień, przyczep tyle klamerek ile wskazuje liczba, dorysuj brakujące elementy, ułóż od największego do najmniejszego. Zadania ściągnęłam ze strony http://przedszkolankowo.pl/ wydrukowałam i zalaminowałam. Książka przydała nam się następnego dnia w przychodni, kiedy w gabinecie Młody nudził się, wziął ją i rozwiązywał.



Na koniec Młodzież przypomniała sobie, że mamy szkielet do złożenia, szkielet jest z tej książki, jest z tektury. Został więc złożony. I to tyle naszych aktywności dinozaurowych, padliśmy po nich wykończeni, ale szczęśliwi.

Najmłodszy zasnął ze swoim Wypchaczkiem - to dinozaur uszyty przez Starszaka na maszynie. Jakiś czas temu Starszak w konkursie zorganizowanym przez naszą bibliotekę wygrał zestaw do szycia z tym dinozaurem i książkę "Gwiazdkozaur", gdzie bohaterem był Wypchaczek. Ponieważ sam miał już przytulankę dinozaura, a Mniumni nie miał, uszył z moją pomocą na maszynie bratu maskotkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz