W Muzeum mieliśmy okazję wysłuchać legendy o miłości Esterki i króla Kazimierza Wielkiego, co oczywiście łączy się też z początkami naszego wypieku. Usłyszeliśmy, że owa kobieta poczęstowała cebularzem, przyrządzonym naprędce, wędrowca, który do niej przybył, a był nim właśnie król, utrudzony polowaniem. Ten zakochał się w niej, zresztą ze wzajemnością. Tyle legendy, ile w niej prawdy nie wiadomo. Wiadomo, że smak cebularza znany jest Lublinianom od XIX wieku.
Po opowieściach nastąpiło działanie.
Ponieważ jest to muzeum interaktywne, każdy z uczestników ma możliwość przyrządzenia cebularza - zaczynamy od Adama i Ewy, czyli od zmielenia ziaren i przesiania mąki. Można poznać nowe słowa przy tym takie jak przetak, mątewka. Uczestnicy wyrabiają ciasto, siekają cebulę (co ważne na nieregularne kształty, a nie w kosteczkę), posypują makiem.
Na koniec każdy dostaje cebularza (przygotowanego wcześniej, wyjętego z pieca) do degustacji i ma możliwość kupienia takowego. Miłym akcentem są czapki kucharskie, jakie uczestnicy zakładają na głowy, a podczas przygotowywania cebularzy dodatkowo są fartuszki.
Z plusów można wymienić to, że przez tę godzinę można dowiedzieć się ciekawostek o naszym mieście, poznać lokalny produkt, zrobić go. Na pewno jest to ciekawe, nie tylko dla przyjezdnych, ale i tubylców. Muzeum jest ładnie urządzone, mamy tu i piec i skrzynki z workami i wiatrak. Wszystko w klimacie.Wszędzie jest czysto, prowadzący na bieżąco porządkują przestrzeń. Plusem też jest higiena, do degustacji dostajemy przygotowane wcześniej cebularze, więc nie te, które powstawały podczas spotkania. Nie ryzykujemy więc, że przy wykonaniu jakiś uczestnik był chory, miał brudne ręce. Jedno do czego mogłabym się przyczepić, to to, że dzieci, kiedy jest większa grupa, nie wykonują wszystkich czynności w tym samym czasie, ale jedne mielą mąkę, inne mieszają, siekają cebulę. Każdy robi coś innego, więc przyrządzanie cebularza jest, ale nie indywidualne. Kiedy jest mniejsza grupa, jest więcej możliwości działania. Teraz pozostaje nam w domu zrobienie cebularzy. A Wy zajrzyjcie co inne uczestniczki potyczek publikują.
Wiekszosc poszło za 'chodzeniem'a Wy obraliscie inny kierunek i super :) Świetnie, że przekazujecie tajniki tradycji Waszego miasta pochodzenia;) brawa dla Was
OdpowiedzUsuńSuper - w Lublinie byłam dwa razy, ale niestety bardzo dawno temu... jednak widzę, że musimy powtórzyć i zwiedzić kilka ciekawych miejsc (y)
OdpowiedzUsuńMuzeum jest świetne - super jest to, ze dzieciaki mają możliwość wspólnego pichcenia :P
To zdecydowanie musicie nadrobić, Lublin bardzo się zmienia, a do robienia też jest mnóstwo :)
Usuńextra! inaczej niz wszyscy :)
OdpowiedzUsuńFajne miejsce. Uwielbiam muzea interaktywne, do takiego zawsze chętnie dzieci pójdą, a przy okazji nie wyjdą z pustym brzuchem ;-)
OdpowiedzUsuńświetne miejsce i na takie rzeczy pisze sie pierwsza:) super pomysł
OdpowiedzUsuń