Dom bez żywych roślin, to nie dom. Lubię, kiedy wokół mnie coś kwitnie, nawet jeśli nie bardzo umiem to pielęgnować. Ostatnio, z racji Wielkanocy i konieczności posiania owsa z tej okazji, zrobiliśmy sobie mini hodowlę roślin. Przy okazji podłączamy się do blogowego projektu Mały Przyrodnik.
Przygotowaliśmy doniczki, podstawki itp., ziemię, nasionka i wodę. Dziecię podchwyciło pomysł siania roślinek.
Pełni entuzjazmu przystąpiliśmy do dzieła. Stwierdzam, że praca z ziemią jest niesamowicie przyjemna, może to jakieś pierwotne instynkty drzemiące w nas się wówczas budzą?
I to widoczne jest od maleńkości. Pasja z jaką nasze Dziecię oddawało się sianiu nasionek, bezcenna.Tym sposobem mamy na parapecie okiennym owies, rzeżuchę i bazylię. A będziemy działać w tym temacie więcej. I poszerzać swoją wiedzę na temat sadzenia i siania roślin. Już, np. dowiedziałam się ku memu rozczarowaniu, że ukochane bratki sadzi się w jednym roku, by wzeszły w następnym dopiero:(, więc chyba zostaniemy na ziołach i małych roślinkach typu rzodkiewka, sałata.
Ładna hodowla... Dla Dziecka to frajda gdy wyrośnie coś co samemu się zasiało a potem to pielęgnowało:-)
OdpowiedzUsuńNo frajda, zapewne w innym przypadku nie tknąłby rzeżuchy, a tak zjada ze smakiem
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo no, piękna uprawa :D
OdpowiedzUsuńA dziękujemy, owies urósł tak, że baranek gigant się w nim zmieści :)
Usuń