Och, jaka matka, męczy dziecko nawet na placu zabaw, już go matematyki uczy :) To prawie o mnie, wszystko się zgadza, poza słowem "męczy". Jakiś czas temu, będąc na placu zabaw i nudząc się trochę - bo ile można biegać, zjeżdżać itp., zaczęliśmy sobie rozmawiać. Jak zeszło na figury, nie wiem, ale zaczęliśmy je tropić w otoczeniu. "Mamo, karuzela to koło, a patrz okna - kwadratowe, a nie, prostokątne". I wtedy wpadłam na pomysł zabawy.
Wzięłam patyk - narysowałam koło, kwadrat, prostokąt i trójkąt i bawiliśmy się w bieganie. Na hasło koło - wbiegaliśmy do koła, na hasło "koło, trójkąt", przeskakiwaliśmy z jednego do drugiego. Potem dałam Młodemu patyk i rysował figury po śladzie i chodził po nich dookoła.
Kiedy się zmęczył robiliśmy sobie na piasku dziury. Ja mówiłam ile ma być, on dłubał patykiem i robiliśmy zamianę. Potem trochę dodawaliśmy, np. moje dwie dziury dodać jego trzy, to....
A kiedy wracaliśmy do domu, utrwalaliśmy figury, bawiąc się w tropicieli, np. siedzenie od huśtawki - prostokąt, znaki drogowe - koło i trójkąt, furtka - prostokąt, moneta - koło. Młody nie miał problemu z odnajdywaniem oczywistych kształtów w przestrzeni, ale już zobaczenie, że drabinki od huśtawki tworzą z podłożem trójkąt, sprawiło mu kłopot. Całość zabawy, takiej mimochodem, uważam za udaną.
Naszym pomysłem wpisaliśmy się w projekt "Matematyka w plenerze", dołączamy więc.
Super! Dla chcącego nic trudnego! Okazuje się, że dodawać można nawet dziury :-)
OdpowiedzUsuńByłoby miło, gdybyś dopisała, że wpis zgłaszasz do projektu "Matematyka w plenerze",
czy coś w tym stylu - może dzięki ktoś z Twoich czytelników dowie się o projekcie i tez weźmie udział? :-)