Malujemy "psikaczem"

Ostatnio nasz Pierworodny uwielbia myć z Mamą okna, największa frajda to robić psik psik. Dlatego też, kiedy skończył się płyn, została butelka, umyłam ją i nalałam wody. No i oczywiście zaproponowałam zabawę.

Jest to patent idealny na upalny dzień. Zabawa polega na ustawianiu różnych rzeczy na różnych podłożach i spryskiwaniu ich dookoła. My zaczęliśmy, by się ochłodzić, od stóp, dłoni, a nawet głowy. Wystarczy stanąć na kostce stopą i spryskać ją.

Delikatna, zimna mgiełka, mrrr idealna do ochłody.
Następnie w ruch poszły foremki do piaskownicy - foka, żółw, łopatki, grabie. Odbiliśmy je koło siebie, po czym próbowaliśmy dopasować foremkę do zostawionego kształtu. W upalny dzień należy się spieszyć, obraz szybko wysycha.

Następnie w ruch poszło chyba wszystko co mieliśmy pod ręka, pryskaliśmy doniczki - kwadratowe i okrągłe, poznając kształty, samochody, ludzika Lego, butelkę, klucz, zerwane kwiaty i trawy, liście itd.
Sprawdzaliśmy jaki ślad zostaje na kostce, jaki na terakocie, piasku, a jaki na drewnie lub elewacji.

A na koniec zostawiłam Młodemu psikacz i poszłam gotować, pół godziny miałam spokoju, spryskał wszystkie barierki, kwiaty, a przede wszystkim siebie.

Zabawa jest fajna, starsi mogą pokusić się o jakąś kompozycję obrazową, a dla małych jest to fajne odkrycie, że zostaje suchy ślad. Dodatkowo mamy możliwość poćwiczenia dłoni, takie psikanie wymaga pracy paluszków, musi być odpowiedni nacisk, koordynacji wzrokowo - ruchowej, trzeba ustalić, w którą stronę mamy pryskać wodą. Możemy poćwiczyć spostrzegawczość przez dopasowywanie. No i pochlapać się, odświeżyć w upalny dzień.